28 kwietnia 2017

Część siódma

Na czwartego lipca do Tonopah przybyła fala letnich upałów, jeszcze gorsza niż ta, która nawiedziła miasto na początku czerwca.
Kopalnie skończyły pracę po nocnej szychcie — wyłączono pompy, zatrzymano wszystkie wagony, z kominów przestał buchać gęsty dym. Od rana z wtaczających się na stację kolejową pociągów wysiadały tłumy ludzi, zjeżdżających z pobliskich miast i miasteczek, takich jak Millers, Sodaville, Blair Junction, Hazen, Beatty czy Mina.
Z Goldfield przybyła reprezentacja tamtejszej drużyny bejsbolowej, mająca dziś rozegrać mecz przeciw Tonopah. Grywali razem z okazji Dnia Niepodległości od tysiąc dziewięćset czwartego, a ostatnim razem chłopaki z Goldfield przegrali trzynaście do siedmiu i w tym roku mieli poważny zamiar się zrewanżować.
Wczesnym popołudniem, po odespaniu nocnej szychty, wyjątkowo podłej ze względu na to, że rano robota miała stanąć do następnego dnia, Jem i Smokey zeszli do miasta. Najpierw wpadli po Maud, która nie była jeszcze gotowa, czekali więc na zewnątrz.
Stanęli w cieniu, w przejściu między dwoma budynkami. Smokey zabrał się za żucie tytoniu, chociaż wiedział, że będzie musiał go wypluć, kiedy tylko na horyzoncie pojawi się Maud, i obaj przyglądali się strumieniowi przechodniów, który bez przerwy przelewał się przez główną ulicę.
Przejechało kilka aut (gdyby Jem znał się na samochodach, rozpoznałby wśród nich Ramblera, a gdyby znał się na bogaczach z Tonopah, rozpoznałby Ramblera Taskera Oddiego). Grupa poganiających się nawzajem mężczyzn przeprowadziła gromadę koni, gdzieniegdzie biegały dzieci, odświętnie ubrane kobiety zamiatały proch długimi spódnicami. Budynki były udekorowane girlandami z trójkątnych chorągiewek w narodowych barwach, na murach tych bardziej reprezentatywnych zawisły pełnowymiarowe flagi. Jem, który całe życie spędził w pełnym podejrzanych typów i cieszącym się jeszcze bardziej podejrzaną reputacją Deadwood, czegoś takiego jeszcze nie widział, przyglądał się więc wszystkiemu z zainteresowaniem wyższym umiarkowanego.
Nagle Smokey zaszorował butem po ziemi (z okazji święta poratował trochę odpadającą podeszwę). Na horyzoncie pojawiła się Maud. We włosy wpięła ozdobną spinkę w pasującym do jej spódnicy, ciemnozielonym kolorze, biała bluzka tym razem nie odsłaniała niczego, czego nie powinna i ogółem wyglądała dziś radośnie i kwitnąco.
W centrum miasta, na dużym skrzyżowaniu głównej ulicy z aleją Broughera, zorganizowano już wyścig na trzech nogach i właśnie ustawiano na namalowanej białą farbą w prochu mecie chętnych do wyścigu w workach, kiedy okazało się, że gdzieś zniknęły wszystkie worki. Postanowiono więc naprędce rozpocząć konkurs pań we wbijaniu gwoździ, a w międzyczasie wysłać kogoś na poszukiwania zagubionych worków, co głośno oznajmił prowadzący zabawę jegomość z gęstą, siwiejącą brodą.
Brakowało im jeszcze Nellie, która z jakiegoś powodu nie chciała, żeby przyjść po nią do Sundownera, więc Jem zrozumiał za pierwszym razem i nie nalegał. W związku z tym teraz we trójkę szukali jej w kolorowym tłumie mężczyzn, kobiet i dzieci.
Odnalazła się przy obsługiwanym przez panie z miejskiego kółka gospodyń stoisku z przekąskami, gdzie właśnie kupiła papierowy rożek pełen prażonej kukurydzy. Uśmiechnęła się na ich widok, a zwłaszcza na widok Jema.
Przywitali się i przystanęli na chwilę w tłumie, wyciągając szyje, żeby zobaczyć, co działo się dalej. Nellie, uśmiechając się od ucha do ucha, poczęstowała ich kukurydzą. Jemowi mogło się tylko wydawać, ale wyglądała na trochę zmęczoną.
— O mój miły… — odezwała się w pewnym momencie Maud, która była z ich czwórki najwyższa i widziała najwięcej. — Martha Buckley niczego się nie nauczyła. Znowu idzie wbijać gwoździe. — Roześmiała się, a wraz z nią Smokey i Nellie.
Jem, który nie znał Marthy Buckley, spojrzał pytająco na stojącą obok Nellie.
— W zeszłym roku najpierw uderzyła się młotkiem w środkowy palec, ale nie odpuściła i zaraz potem przebiła sobie kciuk. Myślałam, że już da sobie spokój, ale to jednak Martha… — westchnęła. — A wiesz, że ostatnio  prawie wygrałam wyścig niezamężnych dziewczyn? Przegrałam o włos z Citty Macfarland, ale ona za tydzień wychodzi za Grovera Holmana, więc dziś jest mój szczęśliwy dzień — pochwaliła się.
— Nie o włos, tylko o jard — poprawiła ją natychmiast Maud. — Citty mówiła, że w Tennessee miała pod górkę do szkoły i stąd ta kondycja.
— Pół jarda — obstawała przy swoim Nellie.
— Dwa jardy — nie ustępowała Maud.
Jem i Smokey wymienili spojrzenia.
— Może od razu trzy? — zawołała oburzona Nellie, a Maud tylko się roześmiała i pokręciła głową. — Pół jarda i koniec kropka — zakończyła, zła, że przyjaciółka perfidnie umniejszyła jej osiągnięciu.
Nellie na chwilę kompletnie straciła humor, a Jem, nachylił się do jej ucha i szepnął cicho, żeby Maud nie słyszała:
— O włos.
Posłała mu w odpowiedzi śliczny uśmiech, pokazała język patrzącej w całkiem inną stronę Maud i zajęła się przegryzaniem swojej prażonej kukurydzy. Kiedy skończyła, wciąż obserwowali rozgrywające się na skrzyżowaniu wydarzenia.
W pewnym momencie Maud stwierdziła, że chce się jej pić, zabrała więc ze sobą Smokeya i zniknęli w tłumie, a Jem został z Nellie, która czekała na swój wyścig. Sprawy jednak nie szły zgodnie z opublikowanym tydzień temu w Codziennej Bonanzie rozkładem — zagubione worki, wykorzystywane w wyścigu, w którym udział zwykle brały głównie dzieciaki, wciąż się nie odnalazły.
— Chodź, przejdziemy się trochę — zaproponowała Nellie, zmęczona staniem w miejscu.
Poszli więc w dół głównej ulicy, gdzie wciąż po obu stronach przelewały się masy ludzi. Nellie rozprawiała wesoło o tym, jak naprawdę zamierzała w tym roku wygrać z Citty Macfarland, upewniła się parę razy, czy Jem nie był znudzony jej paplaniem i, mimo wyraźnie podkrążonych oczu, miała dziś świetny humor.
Dotarli do zamkniętej dziś biblioteki, zawrócili z powrotem do skrzyżowania i szli nieśpiesznie, a kiedy już prawie wrócili na miejsce, Nellie nagle stanęła jak wryta, złapała mocno za ramię Jema i wzrokiem śledziła kogoś wśród zgromadzonych przy hotelu Mizpah ludzi. Jem również popatrzył w tamtą stronę, ale nie potrafił określić, na kogo patrzyła.
— Nellie, wbijasz mi paznokcie — zauważył uprzejmie, wyrywając ją z otępienia.
— Boże, przepraszam — powiedziała, puszczając go natychmiast. — Co ona tu robi? — zapytała sama siebie i, zanim zdążył coś odpowiedzieć, ruszyła energicznie naprzód, stawiając długie kroki i szurając spódnicą po ziemi.
Dogonił ją akurat kiedy dotknęła ramienia niewysokiej blondynki, ubranej w zdecydowanie rzucającą się w oczy, elegancką, białą sukienkę z koronkowymi rękawami.
— Kate! — zawołała Nellie, a ton jej głosu był tak radosny i serdeczny, że Jem już nic nie rozumiał. Przed chwilą wyglądała, jakby zobaczyła ducha, i to wcale nie takiego, z którego obecności wśród żywych mogłaby się cieszyć. — Co ty tu robisz?
Kobieta powoli odwróciła się w ich stronę. Uśmiechała się. Na jej twarzy malował się ogromny spokój, tak wielki, że aż nienaturalny, zwłaszcza, gdy wokół panowała wrzawa i radosny, świąteczny nastrój. Wyglądała, jakby słońce nie widziało jej przez ostatni miesiąc. Biała sukienka tylko uwydatniała niezdrowo bladą skórę, zupełnie nie pasującą do kogoś, kogo los sprowadził do Tonopah. Jem nie mógł nie zauważyć pewnej niezwykłości w wyrazie twarzy i całej postaci Kate, od której biło jakby przyćmione światło.
— Przyszłam zobaczyć, jak tam czwarty lipca — odparła, a Nellie zrobiła taką minę, jakby spodziewała się każdej odpowiedzi, ale nie tej najbardziej naturalnej i oczywistej. — Nie przedstawisz mnie? — zapytała, unosząc wzrok na przysłuchującego się im Jema.
Sposób, w jaki na niego popatrzyła, sprawił, że zmieszał się okrutnie.
— Och, tak, jasne. — Nellie była wyraźnie niezadowolona. — Kate, to Jem. Jem Hart. Jem, to Kate Morgan. Żona Franka, z Sundownera.
— O, Nellie, świetnie trafiłaś — odpowiedziała z niewymuszonym uśmiechem Kate, przyglądając się mu od stóp do głów, co sprawiło, że miał ochotę schować się za o pół głowy niższą Nellie i tak już tam zostać. — Co cię tu sprowadza, Jem?
Nellie szturchnęła go w ramię, na którym wciąż widniały ślady po jej paznokciach i musiał mówić sam za siebie:
— Pracuję w Belmont, psze pani — odparł szybko. — Przyjechałem z Dakoty, Smokey mnie sprowadził, może pani zna.
Roześmiała się głośno, odrzucając głowę w tył. Miała ładny, czysty śmiech. Oglądnęło się na nich kilka osób, ale gdy zobaczyli, kto zwracał na siebie uwagę, zaraz odwrócili głowy, poszeptując coś między sobą.
— Błagam, może jeszcze pani Morgan? Daj spokój, Jimmy.
— On ma na imię Jeremiah, nie Jimmy — poprawiła ją Nellie, zniecierpliwiona pogawędką. — Kate — powiedziała ostro i Kate nagle przestała się śmiać. — O której wrócisz? — zapytała i spojrzała w stronę tarczy wielkiego zegara, wiszącego nad wejściem do Tonopah Club.
— Nie wiem. Późno. — Kate wzruszyła ramionami
— Kto został w hotelu?
— Essie.
— Idziesz później na tańce? — drążyła niestrudzona Nellie.
Kate dała wyraz swojemu niezadowoleniu z przesłuchania, wzdychając ciężko i z przesadą.
— Może pójdę. Widziałam się z Maud, mówiła, żebym przyszła.
Nellie starała się zachować spokój, ale Jem widział, że aż się w niej gotowało, a wzmianka o Maud tylko dolała oliwy do ognia. Odetchnęła głęboko i półgłosem policzyła do trzech, zanim odpowiedziała:
— Dobrze. My też będziemy. A teraz gdzie idziesz?
— Pochodzę sobie.
Patrzyły przez chwilę na siebie, Kate zupełnie niezainteresowana obecnością Nellie, za to bardzo Jemem, który tylko przenosił nic nierozumiejące spojrzenie to na jedną, to na drugą.
— O, Rachel — zauważyła nagle Kate, dostrzegłszy w tłumie znajomą twarz. — Widzimy się później, kochani — oznajmiła, znów z uśmiechem i wyminęła ich szybko, machając nawet przy tym ręką na pożegnanie.
Nellie znowu złapała się ramienia Jema, tym razem tak, jakby zaraz miała się przewrócić.
— Muszę usiąść — wydyszała, a kiedy odeszli na bok i usiedli na pokrytym warstwą szarego kurzu krawężniku przed hotelem Mizpah, potrzebowała kilku dobrych minut, żeby zebrać myśli.

9 komentarzy:

  1. Było czekane na ten rozdział - i, jak się okazuje, słusznie, bo jedyne, co w nim może rozczarowywać, to jego krótkość. Niby nic szczególnego się tu nie dzieje - a jednak się dzieje, i to całkiem sporo. Przy tym przekomarzanki Maud z resztą świata wciąż pozostają sympatycznym elementem. A Nellie to Nellie, naturalna i bezpretensjonalna.

    "...ostatnim razem chłopaki z Goldfield przegrali trzynaście do siedmiu" - jaka była moja pierwsza myśl? "Ciekawe, czy ten wynik pochodzi z literatury przedmiotu" :D

    Czytam szybko i z dużym zainteresowaniem, nie tylko dlatego, że zastanawia mnie, kto buchnął worki i przede wszystkim po co. Oto i Kate, siódmy rozdział to najwyższa pora, żeby postać tytułowa w końcu się pojawiła. Z punktu widzenia człowieka z zewnątrz zachowanie Kate może się wydawać względnie całkiem zwyczajne, jednak reakcje Nellie nie mogły wziąć się z powietrza. Podejrzewam, że w tej białej sukience kryje się jakaś dramatyczna tajemnica... A jeżeli nie, to zacznie się kryć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tbh, uwielbiam Maud i przykładam trochę uwagi do jej odzywek, żeby przypadkiem nie zrobiła się irytująca, choć wydaje mi się, że prędzej może to grozić Nellie (ją też lubię, tylko zastanawiam się, czy nie przesadzam z robieniem z niej postaci nijakiej.)

      Ten wynik był chyba z 1904 roku, nie chciało mi się grzebać za nowszymi. ;D

      Worki to czysty element komiczny, miałam głupi pomysł i dla jaj go upchnęłam. CZĘŚĆ SIÓDMA, CZAS NA KATE. :D E, nie, biała sukienka to raz: moje widzimisię, bo mam słabość do białych sukienek, dwa: mały ukłon w stronę The Airborne Toxic Event, bardzo lubię Elizabeth, a zwłaszcza ten fragment:
      It’s true I love you Elizabeth
      I love the way you move in that silly white dress
      Because the truth is hard to admit
      I’ve never known love
      This is just my best guess


      Chciałam mieć własną silly white dress. ;P No i jeszcze trochę chciałam wywołać skojarzenie, że biała sukienka, biały kolor to niby niewinność, ble ble ble, a Kate... No cóż, z niewinnością ma niewiele wspólnego.

      Usuń
    2. Skisiła mi się metafora, chodziło mi o tajemnicę związaną nie z sukienką, lecz z jej zawartością, czyli z samą osobą. Bądź co bądź, Nellie wyglądała na troszeczkę zupsetowaną faktem, że widzi Kate na świeżym powietrzu. W każdym razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na nexta, żeby przekonać się, na ile jej nerwy były uzasadnione.
      Moim zdaniem Nellie trochę jeszcze brakuje do nijakości, jest postacią dość prostą, ale nie szeleści mi papierem. Na razie zresztą za mało jej było, żeby zdążyła stać się irytująca.

      Usuń
    3. O tym, czy nerwy Nellie są uzasadnione będzie za trzy nexty, w dziesiątej części. :> Mamy jeszcze połowę czwartego lipca do przebalowania w ósemce, a dziewiątka to część pod tytułem Karolinka napisała, ale sama nie wie, o co jej chodziło. ;P

      Jak będziesz tu dalej wpadać, do dawaj mi od czasu do czasu znać, czy nie psuję Nellie, staram się, ale nie potrafię tego sama wyczuć. (I, kurde, ty już u mnie znowu jesteś, a ja u ciebie jeszcze nie byłam, serio, przyjdę, nie wiem co mi tak długo schodzi.)

      Usuń
    4. OK, będę mieć baczenie na Nellie. U mnie, notabene, też się dzieje przepołowiona impreza, której ciąg dalszy ma dopiero nastąpić (i której przypada dziś akurat równa 101. rocznica).

      Usuń
  2. To znowu ja, nieco spóźniona, bo planowałam czytać i komentować kilka rozdziałów na dzień a tu klops. Niemniej chcę napisać, że po tych czterech kolejnych postach jestem bardziej niż zaintrygowana. Wprowadzenie Maud i Nellie trochę rozkręciło akcję. Ta druga dziewoja wydaje mi się nawet ciekawsza. Może to przez przytoczenie jej historii. Lubię czytać o naiwnych ludziach, którzy koniec końców podnoszą się z ziemi po swoich głupich błędach. Trochę mi jej szkoda, tym bardziej że nie miała wsparcia rodziny, no ale to takie czasy, kiepsko dla kobiet, o panienkach z saloonu już nie wspominając. A tego chujka, który ją olał to tylko w tyłek kopnąć.
    Zaprzątam sobie głowę, kim u diabła jest ta Kate i co ona ma za uszami. W pierwszej chwili pomyślałam, że może jest na coś chora i stąd te obawy Nellie, ale czy wtedy ktokolwiek pozwoliłby jej wyjść samej? Muszę znaleźć więcej czasu, bo aż mnie skręca z ciekawości :D
    Był też bardzo dobrze napisany fragment o wypadkach w kopalniach, więc muszę wykrobać dla niego kilka słówek. Mianowicie, sama sytuacja nie tak zapadająca w pamięć (ale wciąż szokująca i przykra!), ale wstawki Jema, jego komentarze o całym incydencie - naprawdę w punkt. Oczywiście nie wpadłam na to, żeby zaczasu je pokopiować i tu zacytować dla przykładu, więc pozostaje mi jedynie zapewnić, że ów moment zapadł mi w pamięci.
    Na koniec dodam jeden błędzik, który jakimś cudem udało mi się wyłapać:
    "Lois, która trochę umiała pisać i czytać, nigdy próbowała przekazać tych umiejętności żadnemu ze swoich dzieci." nigdy NIE próbowała, rozdział czwarty
    "Człowiek robił, co mógł, żeby sobie poradzić." tutaj jest podwójna spacja przed "poradzić", takie maciutkie niedopatrzenie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, i tak nie zamierzam przez najbliższy miesiąc nic nowego publikować, więc masz czasu a czasu.
      Nellie to moja kochana dziewczynka. Polubiłam ją bardzo, choć zupełnie się tego nie spodziewałam. Szukała miłości, a skończyła wyrolowana przez frajera, który wziął nogi za pas, aż mi samej się jej szkoda zrobiło, jak to wymyśliłam.
      No jak to kim u diabła jest Kate :D. POWODEM CAŁEGO NIESZCZĘŚCIA :DDDDDDD.
      Boże, a ja nie pamiętam, o czym piszesz XDDD Muszę sobie własne opko jeszcze po drodze kiedyś przelecieć, bo coś czuję, że się srogo pewnego dnia potknę na fabule, jak tak dalej pójdzie.
      Dzięki za czujność! Lecę sobie poprawić.

      Usuń
  3. Zmartwychwstałam i jestem, ale nie wiem, ile dziś poczytam, bo muszę się wziąć za robotę na praksy i jeszcze chciałabym trochę swoich rzeczy popisać, ale na razie jestem, do dziesiątki chciałabym dziś dobić :D
    Okej, tu są w sumie dwa elementy na które najmocniej chciałabym zwrócić uwagę. W pierwszej kolejności oczywiście Maud i Nellie (BTW sprawdziłam Maud i nic nie przekręciłam, to była w Eragonie kotołaczka na dworze królowej elfów, chociaż fakt że z kotołaków to więcej czasu antenowego miał Solembum :D). Ja osobiście jakoś mam więcej sympatii do Nellie (a mówię o tym, bo Ty z kolei chyba wolisz Maud, nie?), mówiłam już o tym wcześnie, że to taka osoba z serii "właściwie nie wiem po co ja się z nią zadaję, ale jednak się zadaję" które czasem przewijają się w moim zyciu. Ale ogólnie w odbiorze tutaj jest fajna i naturalna, wiarygodna i da się ją lubić. I w ogóle Jem, który tak po cichu bierze jej stronę w tej "sprzeczce" z Maud to było przesłodkie :D
    NO I TERAZ KATE. CZEKAŁAM. Zrobiła na mnie wrażenie, wydała mi się bardzo tajemnica i damn, w ogóle chcem więcej, co z nia jest nie tak, czemu Nellie tak przy niej świruje, inni też zdają się patrzeć na nią jakby coś przeskrobała może? Cholera wie, ale tu dałaś w sumie takie nic, a jednak mnie ciekawi, prawia wrażenie naprawdę oryginalnego indywiduum pośród tych wszystkich ludzi, widać, ze bardzo wzbudza emocje i łał, CHCĘ WIEDZIEĆ WIĘCEJ. Jedyna moja malutka uwaga jest taka (nawet przeczytałam dwa razy, zeby sie upewnic, ale byc moze sie pomyliłam bo jestem ślepa), że w zasadzie nie wiem jak ona wygląda. W sensie blada, okej. I tyle? I jakby wiesz, to żaden błąd, ale w sumie fajnie by było wiedzieć, bo teraz ją sobie wyobrażam z kręconymi jasnymi włosami (NIE WIEM CZEMU PO PROSTU) i zaraz coś czuję, że się rozjadę o opis gdzies później XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że już się dzisiaj lepiej czujesz :D.
      Kompletnie nie pamiętam tej Maud z Eragona, ale mówię, ja to już czytałam na odpierdol w pewnym momencie, bo się wkurwiłam na tę serię ogółem. A ja najbardziej lubię moją Nellie, a Maud polubiłam z czasem, jest jej mało, ale wyszła mi lepiej, niż się spodziewałam. Pod koniec całej historii trochę się jeszcze pojawi. Huehue, no wiem, słodkie to było <3.
      JEST I KATE. Powiem ci, że ona to akurat dużo ma na sumieniu i Nellie się z nią tyle naużerała, że ma pełne prawo świrować. Bo tu generalnie chodzi o to, że miała nie wychodzić z domu, a nagle BUM PRZYSZŁA NA IMPREZĘ, na której jak ostatnio się pojawiła, to niby "wpadła" pod konia, a tak naprawdę to wszyscy dobrze wiedzą, że się z premedytacją rzuciła. (Nie wiem, czy oni już tutaj o tym rozmawiają, jak nie to sorry, spoiler XD)
      Nie no, coś tam o niej napisałam z wyglądu przecież... A może mi się tylko wydawało? Będzie z wyglądu jeszcze opisana na pewno, jak tutaj jest mało, ja generalnie, jak pewnie zauważyłaś, nie umiem ludzi opisywać. Był taki rosyjski pisarz, nie przypomnę sobie już jaki, co też nie umiał i mój profesor od literatury mu to wypominał przy każdej okazji. A że Kate jest blondi to jest na pewno napisane tutaj. :D

      Usuń